Wdzięczność
Odczucia społeczeństwa względem pracowników służby zdrowia spolaryzowały się w dwóch przeciwległych biegunach nienawiść, agresja – uwielbienie, wdzięczność.
O ile względnie łatwo poradzić sobie ze złością i gniewem spowodowanymi niesprawiedliwym traktowaniem (no bo przecież osoby, które w ten sposób wypowiadają się o ludziach, którzy niosą im pomoc są delikatnie mówiąc w błędzie i sami będą przez inną część społeczeństwa ganieni za swoją postawę) o tyle uwielbienie i wdzięczność są bardzo trudne zarówno dla wypowiadających jak i ich adresatów.
Co musi się wydarzyć, żeby człowiek, który do tej pory przekonany był o swojej omnipotencji nagle poczuł się tak mały, bezbronny i bezradny, żeby całkowicie oddać los swój albo swoich najbliższych w ręce nieznajomych? Oddać ze wszystkimi konsekwencjami tego kroku. Licząc się z możliwością ujawnienia nawet najintymniejszych i najbardziej wstydliwych aspektów swojego życia, ale przede wszystkim z odsłonięciem swoich słabości.
Większość z nas, świadomie bądź nie, przybiera jakąś maskę. Odbiera siebie i otoczenie w aspekcie tego jakim chciałby być odbieranym. Jestem więc ja: jako dyrektor, wzięty adwokat, inżynier, country manager, influencer, wzorowa matka, gospodyni gotująca najlepszą zupę, mam najlepiej na osiedlu ubrane dzieci, mój mąż jest dyrektorem albo pracuje w ministerstwie…
Maską może być również atrakcyjna zewnętrzność poparta ciężką pracą i wysiłkiem na siłowni, sali gimnastycznej, basenie, masą bolesnych zabiegów w gabinetach medycyny estetycznej. Kolorowe kreacje uwypuklają atuty fizyczności a dystyngowana elegancja wzmaga poczucie pewności i stawia nas wyżej od innych.
W poczuciu skrajnego zagrożenia jakim jest śmiertelna choroba i pojawiający się strach zostajemy pozbawieni naszych masek wobec niepewnej przyszłości i całkowicie oddajemy się w opiekę ludzi, których do tej pory nie zauważaliśmy. Ludzie ci (salowe, sanitariusze, pielęgniarki i lekarze) pracujący ponad siły, przemęczeni z podkrążonymi oczami, często mało atrakcyjni fizycznie stają się dla nas autorytetami. Jak dzieci pragniemy ich uwagi i z niecierpliwością oczekujemy na jakiekolwiek informacje dotyczące przebiegu leczenia, dalszych perspektyw, szans lub ich braku na wyzdrowienie. Zaczynamy też zauważać ogrom pracy jaką wkładają w swoich pacjentów, jak o nich walczą pomimo skrajnie niesprzyjających warunków. Budzą w nas podziw i uwielbienie.
Często w takich sytuacjach weryfikujemy nasze postępowanie, zaczynamy dostrzegać nicość dotychczasowego życia, bezsens gonienia za kolejnymi awansami, challengami i ASAPami zaczynamy się zmieniać przewartościowując to co dotychczas robiliśmy.
Stajemy wówczas całkowicie nadzy i z wdzięcznością wypowiadamy słowa „dziękuję za wszystko co Państwo dla nas zrobili”…
Ze swojej perspektywy mogę powiedzieć, że dużo czasu minęło, żeby bez zażenowania i wstydu to słowo móc przyjąć i poczuć ogromną satysfakcję oraz radość z jego usłyszenia.
Ale o tym dlaczego tak trudno jest nam otrzymywać słowa uznania i pochwały – w jednym z kolejnych odcinków luźnych rozważań na temat nie tylko koronawirusa…