Niedzielny poranek. Pierwszy słoneczny dzień tej wiosny z temperaturą powyżej 10 stopni Celsjusza. Wieje lekki wiatr- idealna pogoda na rower, albo spacer po Puszczy. Zamykam oczy i wystawiam twarz do słońca, żeby chociaż trochę pocieszyć się ciepłem jakie daje majowe słońce o 7, 30.
Zaraz przekroczę próg pracy. Dziś dzień zabiegowy. Robimy kolonoskopie w niedzielę po to, żeby jak najlepiej zadbać o bezpieczeństwo pacjentów przychodzących do Przychodni. Może wydać się to dziwne, ale cieszę się na spotkanie kolegów, z którymi nie rozmawiałam od jakiegoś czasu. Każdy z nas gdzieś pracuje, coś robi, ale rozumiejmy się dobrze i mam wrażenie, że każdy z członków zespołu przychodzi tu z przyjemnością.
Dziś jednak zostałam zaszokowana wiadomością od bardzo zasmuconego Michała.
„Niestety Dr K zmarł 2 dni temu w Zabrzu, nie doczekał się przeszczepu”.
Rozumiałam co czuje. Michał i dr K byli w podobnym wieku. Zdolni, młodzi, ale już z dużymi osiągnięciami naukowymi. Pracowali w tym samym szpitalu, kolegowali się. Piękne żony lekarki, gromadka dzieci – same sukcesy w życiu zawodowym i osobistym Wydawało się, że Świat stoi przed nim otworem a tu nagle Covid i ogromna tragedia. Brutalna prawda, że wszystko może być nagle przerwane i tak naprawdę nie mamy żadnego wpływu na to co się z Nami stanie dotknęła najbardziej właśnie Michała
Dr K nie znałam osobiście, Znałam za to wyniki jego pracy w postaci pacjentów, których operował oraz pracowałam z lekarzami i pielęgniarkami, z którymi on również pracował. Pierwsze informacje o jego chorobie dotarły do mnie pod koniec marca, że jest chory, zaraził się, że jego stan pogarszał się tak, że poszedł do szpitala. Później kolejne wiadomości o jego stanie zdrowia były jeszcze bardziej przygnębiające; ma podawany tlen, został zaintubowany, jego stan jest coraz gorszy, podłączony do ECMO i przewieziony do Zabrza. Cały czas była jednak nadzieja. No bo przecież młody, wysportowany, zdrowy. No kto jak nie on ma wyzdrowieć? Ma przecież żonę i 4 dzieci, ma dla kogo żyć…
W Internecie znalazłam kilka informacji na temat dr i planowanego pogrzebu: od kolegów lekarzy, kolegów z liceum, kolegów ze stowarzyszeń. Obok jednego z nich było zdjęcie doktora. Spoglądał na mnie młody, sympatyczny chłopak z uśmiechem na twarzy a zaraz obok zdjęcia nekrolog od żony, w którym wraz z dziećmi prosiła Boga o dalszą opiekę nad zmarłym mężem.
I to właśnie najbardziej mnie ujęło. Sposób w jaki żegnała się z dr K. W tych kilku zdaniach odnalazłam spokój osoby pogodzonej ze śmiercią a jednocześnie pewnej, że wszystko ma swój porządek; początek i koniec oraz jasną, bardzo odważną deklarację wiary.
Piszę w tym miejscu o odwadze, bo w świecie tantrycznych uniesień, przepływów energetycznych, wszechobecnego konsumpcjonizmu i pędu do doskonałości – przyznanie się do wiary jest odbierane, przez postępowe grona, jako znak prostactwa i zacofania. Lepiej nie afiszować się ze swoimi poglądami przy znajomych, bo można być wyśmianym a często nawet odrzuconym przez towarzystwo.
A przecież pomimo tego, że osoba wierząca wie, że wierzy a niewierząca wierzy, że wie – to tak naprawdę i jedni i drudzy powinni mieć możliwość spełniania swoich pasji, realizacji marzeń i życia zgodnie ze swoim sumieniem bez oceniania kto jest lepszy a kto gorszy.
Do widzenia doktorze. Może być Pan pewny, że Pana żona udźwignie ciężar życia po stracie Pana, bo jest odważną kobietą, z której należy brać przykład i podziwiać…